KRÓLESTWO KWADRATOWE:

Potem okazało się, że Babsko nie jest na szczęście wiedźmą, mimo swego wyglądu, rubasznego śmiechu i mocnego łba, na którego Góra Cy nie działał. Sama zaproponowała młodym nocleg. Mogli rozłożyć sobie skóry przy palenisku, by było im ciepło i przespać się. Wielkoludy poszli wkrótce spać do stodoły, a gospodyni do swojej izby na górę.

Nasi bohaterowie zostali sami. Od razu poczuli się lepiej i przy iskrzącym palenisku szybko zasnęli.

Nad ranem coś przemknęło obok ich posłań. Cyna i Walik spali jak zabici, ale Fortun został lekko potrącony i myśląc, że to jakieś zwinne górskie stworzenie, wstał by sprawdzić, aby potem nie było na nich, że pod nieobecność gospodyni coś w karczmie zostało zniszczone.

Wyszedł na podwórze i wtedy po raz pierwszy jego zimne oczy zabłysnęły prawdziwym światłem, miękkim światłem świecy.

Przy studni stała dziewczyna. Właśnie nabierała z niej wodę i nie zauważyła, że na progu chaty stoi młodzieniec i się jej przygląda. Jej długie, czarne włosy upięte trochę niestarannie w taki jakby koński ogon, powiewały na wietrze jak gałęzie wierzby. Miała wszystko na swoim miejscu,  wspaniale wyeksponowane kobiece kształty, nie była ani za chuda, ani zbyt tęga i jej wzrost też nie wydawał się nadludzki, jak w przypadku gospodyni czy tych trzech gości z karczmy.

Dziewczyna wyciągała wodę. Kiedy pojawił się pełny ceber, ktoś ją uprzedził wyciągając go i stawiając na ziemi. Dziewczyna odskoczyła, jakby lekko wystraszona. Zobaczyła przed sobą młodzieńca. Niższego od niej. Mógł jej dostawać do nosa.

- Przepraszam, nie chciałem Cię przestraszyć. Chciałem pomóc. Nazywam się Fortun - odezwał się młodzieniec.

Ciąg dalszy ->